sobota, 29 sierpnia 2015

Miś numer dwa

          Pracowała właśnie nad ważnymi zleceniami od przełożonego. Było grubo po północy, a ona nie była nawet w połowie tego, co miała do zrobienia. Westchnęła, odłożyła laptop na bok i rzuciła się na łóżko.
          Palący ból przeszył jej skronie. Był to efekt kilkugodzinnej pracy bez choćby chwili wytchnienia. Oczy mimowolnie jej się zamykały. Westchnęła tylko i ostatkami sił podniosła się z miękkiego łóżka. Półprzytomna poczłapała do kuchni. Zaparzyła ogromny dzban mocnej kawy, wzięła kubek i pewnym krokiem poszła do swojego pokoju. Naczynia odłożyła na nocy stolik po prawej stronie ogromnego łoża, a sama na nie opadła. Położyła sobie laptop na kolanach i wróciła do pracy.
          Po niespełna dziesięciu minutach usłyszała dźwięk przychodzącego maila. Spojrzała na nadesłaną wiadomość. Była od Barry’ego. Serce zabiło jej szybciej, a oddech przyspieszył.


[Witam! Jak minęły ostatnie dni? ;) Chciałem napisać wcześniej, ale niestety nie miałem tyle czasu ile bym chciał.]

          Uśmiechnęła się pod nosem. To pewnie ta praca pochłaniała jego czas wolny – pomyślała. Bez wahania wystukała odpowiedź w klawisze. 

[Cześć. Wszystko w porządku.]

          Z zapartym tchem czekała na odpowiedź. Nadeszła błyskawicznie.  

 [„W porządku.” Tylko tyle?]

          Przygryzła dolną wargę. Usiadła wygodnie na łóżku i upiła duży łyk mocnej kawy.  

[Praca, dom, praca… Nie ma o czym opowiadać.]

          Czekała na odpowiedź. Długo nie nadchodziła. Czyżby się przestraszył?  Może on jest typem imprezowicza? Może co piątek sypia z inną kobietą? Może nie jest zainteresowany znajomością z kimś jej pokroju? Kiedy straciła już nadzieję, że kiedykolwiek odpisze, wiadomość nadeszła.  
          Błyskawicznie się wyprostowała i odczytała e-maila.  

[W taki razie, przyszedł czas na to, byś spędziła trochę czasu ze mną. ;)
Sobota, 19:30.
Przyjadę po Ciebie. Podaj mi tylko adres.
]

          Och. Co mogło mu chodzić po głowie? Mela przeczesała palcami długie, ciemne włosy. Przełożyła je przez lewe ramie i przyłożyła dłoń do ust. Nie wiedziała, co mu odpowiedzieć. Miała tyle niewiadomych w głowie. Iksów. Igreków.  Dlaczego miałaby się zgadzać na to, by gdzieś z nim wyjść? Przecież w ogóle go nie znała. Ale w jaki inny sposób miała go poznać?
         
Ponownie zagryzła dolną wargę i ostrożnie zaczęła wystukiwać odpowiedź. 

[Nie jestem pewna… ale zgoda.
Spotkajmy się na Starym Rynku. Pod ratuszem. :)
 

          Wstała z łóżka i podeszła do okna. Była zdenerwowana. Czekała na odpowiedź. Dlaczego tak długo nie odpisywał? Krążył po pokoju w te i we w tę.  Zaczęła skubać lakier z paznokci. W końcu diabelskie urządzenie wydobyło z siebie dźwięk. Podskoczyła. Podbiegłą do komputera.  

[Już nie mogę się doczekać. ;*]

          Uśmiechnęła się szeroko. Nie mogła w to uwierzyć. Umówiła się z chłopakiem. Pierwszy raz w życiu umówiła się na randkę. Pierwszy raz w życiu odwzajemniała zainteresowanie płci przeciwnej. Zamknęła komputer i rozanielona opadła na łóżko. Skrzyżowała dłonie za głową i z niemądrym uśmiechem wpatrywała się w biały sufit. 

~*~*~

          Stanęła przed ratuszem. Rynek tętnił życiem. Nie było na nim tak wielu ludzi jak zazwyczaj, ale można było naliczyć sporo osób. Rozejrzała się dookoła. Nie było go. Z cichym westchnieniem usiadła na schodkach pokaźnego budynku.
         
Bawiła się swoimi palcami wykrzywiając je na wszystkie strony. Denerwowała się i za nic w świecie nie potrafiła się uspokoić. Odliczała do dziesięciu, ale nic nie pomagało.
– Witam piękną panią – usłyszała jego aksamitny głos.
          Podniosła głowę i zerwała się na równe nogi. Przyjrzała się mu. Miał jasny T-shirt i ciemną marynarkę, poprzecierane spodnie i trampki. Wyglądał oszałamiająco. A zapach jego perfum? Sprawiał, że kolana jej miękły.
          Widział jak na nią działał. Wydawało mu się to zabawne. Chwycił jej dłoń i uniósł do ust. Złożył na niej powolny pocałunek. Ciało Meli przeszedł przyjemny dreszcz. Uśmiechnęła się lekko. Chciała ukryć zaróżowione policzki, ale włosy miała splecione w warkocz.
– Dokąd idziemy? – zapytała w końcu.
– Co ty na kolację, a potem jakieś tańce?
          Wzruszyła ramionami.
          Wyciągnął ku niej dłoń. Spojrzała na nią niepewnie, po czym podniosła wzrok na niego. Uśmiechał się. W jego oczach dostrzec można było to samo rozbawienie, co ostatnio. Przekręcił głowę, chcąc zachęcić ją do ujęcia dłoni. W końcu się przemogła. Chwyciła jego dłoń i pozwoliła się mu poprowadzić.
          Stanęli w środku eleganckiej restauracji. Panował w niej półmrok, a małe stoliczki z ciemnego drewna, okryte były jasnymi obruskami. Na każdym z nich paliła się mała świeca, dodająca nastroju.
– Jak ci się podoba? – szepnął jej na ucho.
– Jest wspaniale – wychrypiała niemal niesłyszalnie, zatrzymując powietrze w płucach.
– Witam. Zapraszam państwa do stolika – przed dwójka wyrósł młody, rosły mężczyzna w białej koszuli, czarnych spodniach i muszce. Poprowadził ich do stolika na końcu sali, wręczył im kartę dań po czym odszedł.
          Widząc ceny potraw Mela o mało co się nie zakrztusiła. Spojrzała na niego znad menu. Zdawał się być niewzruszony. Wzrok zatopiony miał w karcie. Odchrząknęła. Nie widziała, na co powinna się zdecydować. Jest przecież zwykłym robotnikiem, a tacy nie zarabiają przecież kokosów.
– Wybrałaś już coś? – zapytał.
– Hm… Chyba zdam się na ciebie – uśmiechnęła się niepewnie, odkładając kartę na bok. 
– W porządku – uniósł prawy kącik ust. Gestem ręki przywołał kelnera . – Poprosimy dwa razy łososia i najlepsze białe wino, jakie państwo mają.
          Oddali mężczyźnie karty i spojrzeli na siebie. Znów to palące spojrzenie. Znów ta intensywność. Mela zarumieniła się na myśl o tym, że chciałaby, aby jego subtelne usta, które aktualnie wygięte były w półuśmiechu, znów zetknęły się z jej skórą.
– Rumienisz się – zauważył.
          O matko! Zrobiło jej się gorąco. Spuściła wzrok.
– Cieszę się, że przyjęłaś moje zaproszenie – szybko zmienił temat.
– Ja również. Dziękuję za zaproszenie. Nie spodziewałam się, że bierzesz mnie w takie miejsce. Włożyłabym coś innego – szepnęła pod nosem, wygładzając granatową zwiewną sukienkę.
– Jest w porządku – rzucił. – Wyglądasz pięknie – wyszczerzył się niemądrze i mrugnął do niej lewym okiem.
          Znów oblała się purpurą. Spuściła wzrok na swoje dłonie, spoczywające na udach. Wzięła kilka szybkich wdechów i spojrzała na niego.
– Ty też wyglądasz całkiem przyzwoicie – chciała, by jej głos brzmiał pewnie, a może i nawet zalotnie?
– Starałem się – zawtórował jej.
          Między nimi wyrósł kelner z ich daniami. Talerz był ogromny.
– Smacznego – usłyszała polski akcent Barry’ego.
– Smacznego. 

~*~*~

          Siedzieli w loży. Głośna muzyka dudniła im w uszach. Było gorąco. Tłum młodych ludzi szalał na parkiecie. Oni sączyli kolorowe drinki. Odpoczywali po wyczerpującym tańcu.
– I jak ci się podoba? – nachylił się do niej, by usłyszała każde słowo.  
– W porządku – uśmiechnęła się.
– Jesteś bardzo małomówna.
– Przeszkadza ci to? – zapytała podpierając się na łokciu.
– Absolutnie. Lubię skomplikowane kobiety.
– Och, czyli uważasz, że wszystkie kobiety są mniej skomplikowane ode mnie? – zaśmiała się.
         
Stała się odważniejsza, śmielsza. Być może to przez ilość spożytego alkoholu. Wcześniej, podczas kolacji, wino, teraz drugi już drink. Mela nigdy nie miała mocnej głowy.
– Jesteś… inna. Wyjątkowa.
– Ilu kobietom już to mówiłeś?
– No, dobra. Kilku – uniósł ręce w geście poddania. – Ale teraz mówię to szczerze.
– Skoro wcześniej nie mówiłeś tego szczerze, to dlaczego teraz mam ci wierzyć? – spytała kokieteryjnie.
– Musisz mi zaufać – mruknął, a jego oddech odbił się od jej szyi, powodując przyjemny dreszcz na jej ciele.
          Posłała mu szeroki uśmiech, pełen rozbawienia. Patrzyli na siebie przez chwilę. Ostrożnie penetrowała każdy centymetr jego twarzy. Oczy? Przeszyte były dziwnym blaskiem, którego nie potrafiła zidentyfikować. Policzki? Zaróżowione. Był to z pewnością efekt spożytego alkoholu. Usta? Jak zwykle wygięte w subtelnym uśmiechu. Całość? Och…
– Umiesz powiedzieć coś po polsku? – rzuciła.
– Tak, ale w takim towarzystwie nie wypada tego cytować – zaśmiał się.
– A masz jakieś ulubione słowo? – kontynuowała.
– Mam.
– Sprośne? Obraźliwe?
– Czy ja wiem? Używam go raczej w kontekście żartu- wzruszył ramionami.
          Uniosła brew. Zaintrygował ją. Już po ich spotkaniu w kawiarni była pewna, że Barry jest humorystycznym mężczyzną, ale kawalarz? No! Zaczęło robi się ciekawie.
– Dalej? – zaśmiała się.
– Pajacu – uciął.
          Spojrzała na niego z wybałuszonymi oczami. Zaniosła się śmiechem. Akcent z jakim wypowiedział to słowo, nadało mu uroku. Oparł się o siedzenie i patrzył na nią. Lustrował jej twarz. Oczy zaczęły błyszczeć. Były nieco przymknięte, a w ich kącikach zaczęły gromadzić się łzy. Usta wygięły się w szczerym uśmiechu. Jej twarz błyszczała w świetle klubowych lamp.
– Naprawdę? – otarła kąciki oczu.
– Tak. ale znacznie bardziej lubię je ze słowem głupi. Głupi pajacu.
         
Znowu zaczęła rechotać. Nie mógł się powstrzymać, przyłączył się do niej.
– Och, nie sądziłam, że kiedy usłyszę od ciebie coś w języku polskim. Twój akcent jest zabawny. Wybacz – próbowała się opanować.
– W porządku. Może… – zaczął niepewnie. Odepchnął się od oparcia kanapy i przysunął się do kobiety. – Może chciałabyś przyjść na mój mecz?
– Grasz? – uniosła brwi ze zdziwieniem. 
         
No tak – pomyślał – przecież nie zrozumiała mojego żartu. Zaczął brnąć w to dalej.
– Mhm. Trochę – ugryzł się w język, żeby ponownie nie wybuchnąć śmiechem.
– Z wielką chęcią. Kiedy?
– W przyszłym tygodniu zaczynamy sezon.
– Och. Wspaniale. Gdzie mam się zjawić?
– Wiesz jak dojechać na INEA Stadion?
          Spoważniała. Jej oczy nabrały wielkości pięciozłotówek. Szok malujący się na jej twarzy, bardzo go rozbawił, jednakże starał się być poważny.  
– Mówisz poważnie? – powiedziała, kiedy otrząsnęła się ze zdziwienia.
–Tak. 
– Przecież mówiłeś, że ko… o.
          No tak. Kopie. Kopie piłkę. Raz tu, raz tam. Czasem coś większego wpadnie… Przypomniała sobie wszystkie słowa obcokrajowca.
          Widząc jej reakcję zaniósł się śmiechem. Jeszcze nigdy nie widziała go w takim amoku. Nie potrafił wziąć oddechu. W jego oczach zabłyszczały łzy rozbawienia, tak jak u niej przed kilkoma minutami.
– To wcale nie jest śmieszne! – obruszyła się.
– Wcale – wydusił między spazmami śmiechu, chwytając się za brzuch, chciał spoważnieć, ale nie potrafił.
– Nie śmiej się. Może i mam ciemne włosy, ale naturę blondynki – dała mu kuksańca w bok.
          Nagle spoważniał. Czyżby powiedziała coś nie tak. Może dość osobliwie odbierał dowcipy o blondynkach? W końcu sam miał włosy w takim odcieniu.
– W takim razie podeślę ci bilet, ale musisz dać mi swój adres –  powiedział poważny.
          Wstał i pociągnął ją za sobą na parkiet.
          Była szczęśliwa, a na ustach rysował się szeroki uśmiech. Starała sobie wmówić, że to alkohol tak na nią działał, ale podświadomie wiedziała, że to on na nią tak działa. Jeszcze nigdy nie była na takiej randce. Na randce z takim mężczyzną. Obracana przez niego w dynamicznym tempie, zapomniała o sowim braku gracji i niezgrabności ruchów. 

Nie myśl o szczęściu. Nie przyj­dzie - nie zro­bi za­wodu; przyj­dzie - zro­bi niespodziankę.”

___________________
Hej Kochane! ;*
Przybywam z misiem numer dwa.
Jak Wam się podoba? 
Czekam na Wasze opinie! :)

Całuję!
Kolorowa Biel