piątek, 30 października 2015

Koniec

~2020 rok~

          Był piękny, słoneczny dzień. Stała przed lustrem ze skupieniem wpatrując się w swoją sylwetkę.
          Włosy spięte miała w piękny kok. Delikatny makijaż dodawał jej wdzięku. Biała suknia szeleściła pod każdym jej ruchem. Gorset idealnie podkreślał jej figurę, a szeroki rąbek sukni sprawiał, że wyglądała jak księżniczka z bajki. Biały welon opadał do samej ziemi.
         
Uśmiechnęła się do lustrzanego odbicia. Była szczęśliwa. Czekała na ten dzień od bardzo, bardzo dawna.
– Pięknie wyglądasz, mamusiu – dobiegł ją głos z kąta pomieszczenia.
          Spojrzała w bok. Mały blondyn o niebieskich oczach i szerokim uśmiechu, ubrany w czarny garnitur i niebieską muchę, trzymał w ręku niebieski samochodzik. Patrzył na nią ze skupieniem. Widząc tę twarz, uśmiechnęła się promiennie. Przypomniała sobie wówczas o cudownym uśmiechu sprzed lat, który był niemal identyczny, jak ten małego Maćka.
– Dziękuję ci, kochanie – uśmiechnęła się do niego, podeszła bliżej i ucałowała go w czoło.
         
Usłyszała pukanie do drzwi. Była pewna, że to jej matka. Wypowiedziała  głośne „proszę” i odwróciła się w stronę drzwi.
         
Oniemiała, kiedy go zobaczyła. Stał przed nią. W garniturze. Idealnie dopasowanym do jego postury. Włosy miał zaczesane na swój charakterystyczny sposób. Był poważny.
– Cześć – powiedział niepewnie.
– Hej – szepnęła.
          Starała się przełknąć narośniętą w gardle gulę, ale na nic jej się to zdało. Chwyciła synka za rękę i mocno ją ścisnęła. Spojrzenie mężczyzny przeszyło postać małego chłopca. Jego niebieskie oczy nabrały wielkości pięciozłotówek. Przełknął ślinę i ponownie przeniósł wzrok na kobietę.
– Pięknie wyglądasz – powiedział.
– Dziękuję – odparła. – Kochanie – kucnęła przed synkiem – idź na dół, dobrze?
          Maciuś posłusznie pokiwał głową, popatrzył na mężczyznę stojącego przed nimi i z uśmiechem na ustach rzucił mu radosne „do widzenia”.
          Kiedy chłopiec zniknął za drzwiami, mężczyzna podszedł bliżej. Uśmiechnął się i dotknął jej śnieżnobiałego welonu.
– To twój wielki dzień.
– Gdzie podziała się Debbie? – zignorowała jego uwagę.
– Już nie jesteśmy razem. Od ponad roku.
          Ścisnęło ją w żołądku.
– Och. Nie wiedziałam. Przykro mi – rzuciła.
– Niepotrzebnie – ponownie uraczył ją subtelnym uśmiechem.
– Przyszedłem życzyć ci wszystkiego co najlepsze. Tomek to naprawdę wspaniały gość. Będziesz przy nim szczęśliwa.
– Jestem – uśmiechnęła się do siebie.
– Życzę ci wiele szczęścia – rozłożył ręce.
          Zastanawiała się przez chwilę, ale w końcu się przemogła. Skryła się w jego ramionach. Było to dość dziwne uczucie. Była w ramionach mężczyzny, który niegdyś wywoływał w niej tyle emocji, a teraz nie czuła kompletnie nic. Nie czuła nienawiści. Nie czuła sympatii. Pustka.
– Powinnam już iść. Ceremonia zaraz się zacznie – oderwała się od niego.
– Jasne. Mam jeszcze tylko jedno pytanie.
          Uniosła pytająco brew. Zerknął w bok.
– To wasz synek? – zapytał niepewnie. 
          Zamrugała dwukrotnie. Przełknęła głośno ślinę i skrzyżowała ramiona na piersi.
– Tak – powiedziała pewnie.  
– Twój i Tomka?
          Pokiwała pewnie głową. 
– Ile ma lat? – dopytywał.
– Czy to jakieś przesłuchanie? – uniosła się.
– Nie! Skądże – bronił się. – Jestem po prostu ciekawy.
– Cztery – rzuciła. – Powinieneś już iść.
          Popatrzył na nią z powiększonymi źrenicami. Usta ułożyły mu się w literę „o”.
– Tak… chyba tak – powiedział jakby zasmucony. – Jeszcze raz wszystkiego najlepszego. Udanego życia – uśmiechnął się, a uśmiech wyglądał na szczery.
          Westchnęła.
– Dzięki.
– Ostatni niedźwiadek? – zapytał z tym swoim zawadiackim uśmiechem.
          Uśmiechnęła się i podeszła do Barry’ego i niepewnie skryła się w jego ramionach po raz drugi od pięciu lat. Tkwili tak chwilę.
– Wiesz, chyba powinnam już iść. Tomek czeka – mówiła, odrywając się od niego. 
– Jasne. Powodzenia.
          Skierował się do drzwi i gwałtownie się przy nich zatrzymał.
– Mówisz, że… że Maciek ma cztery lata? – zwrócił się w jej kierunku. – On… wygląda jak… jak… ja.
– Tomek jest jego ojcem – odpowiedziała błyskawicznie.
          Pokiwał głową, wzruszył ramionami i wyszedł. 


~***~

– Ja Tomasz, biorę ciebie Melu za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
– Ja Mela, biorę ciebie Tomaszu za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę, aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.

~***~

Hej! :*
No i tak.. dobrnęliśmy do końca. :)
Jak Wam się podoba? ^^
Zadowolone? Zniesmaczone? Zaskoczone? 

Wiecie... zżyłam się z tą historią. Dlaczego? Bo włożyłam w nią kawał serca. Bo jest o moim ukochanym klubie. Bo jest o moim ulubionym piłkarzu. Bo wymagała ode mnie bardzo wiele. :)
Bardzo chciałabym Wam podziękować, że czytałyście, komentowałyście i byłyście.
Cóż... koniec zakończyć. :(
JESZCZE RAZ WIELKIE DZIĘKI, KOCHANE!

 (Do zobaczenia niebawem! :*)

Całuję! 
Kolorowa Biel

PS. Nie chciałam bezcześcić tych podziękowań, dlatego napiszę to teraz. :)
MAM NIESAMOWITE SZCZĘŚCIE!
❤ Stadion na mecz Lecha Poznań z ACF Fiorentina został otwarty! :D Kara zamknięcia INEA Stadionu zawieszona! ^^ Będę miała okazję spotkać mój autorytet, mój wzór... Jakuba Błaszczykowskiego!  ❤ Przepraszam, że tak Was zanudzam, ale musiałam się tym z Wami podzielić! Od środy niemal fruwam! ❤ Kocham Was! :*