piątek, 23 października 2015

Miś numer dziesięć

          Osiemnasta pięćdziesiąt dziewięć. Wysiadł z taksówki. Stanęła przed budynkiem restauracji, z którą wiąże się tyle wspomnień. Dobrych wspomnień. Była zdenerwowana. Serce łomotało jej jak oszalałe. Dłonie się pociły. Zastanawiała się jaki będzie finisz dzisiejszego wieczoru. Czy poniesie zwycięstwo, czy pójdzie na dno jak Titanic? Odpowiedź na to pytanie znał tylko on.
          Stawiając kroki, nogi jej się plątały. Nim weszła do restauracji, wygładziła rąbek czarnej sukienki, poprawiła torebkę na ramieniu i przeczesała włosy dłonią. Wzięła głęboki oddech. Uśmiechnęła się do siebie i przekroczyła próg lokalu. 
         
Podszedł do niej szarmancki mężczyzna. Powiedziała, że szuka stolika zarezerwowanego na nazwisko Douglas. Z uśmiechem na ustach zaprowadził ją do stolika. To był ten sam stolik, przy którym siedzieli ostatnio. Był tam. Czekał. Kiedy kelner ją przyprowadził, Barry wstał i zapiął guzik marynarki. Pocałował ją w policzek i odsunął jej krzesło.
– Co słychać? – zapytał luźno.
          Była zaskoczona jego tonem. Był taki rozluźniony i opanowany.
– W porządku.
– Co zamawiamy? – zapytał, otwierając pozostawioną przez kelnera kartę dań.
– Znów zdam się na ciebie – uniosła kąciki ust.
          Serce chciało wyskoczyć z jej piersi, tymczasem on zdawał się być rozluźniony.
– Co powiesz na łososia? – uśmiechnął się.
– Z przyjemnością – odwzajemniła znaczący gest.
         
Przywołał kelnera i zamówił to, co poprzednio. Robił to z taką gracją, że nie była w stanie oderwać od niego wzroku.
          Byli pogrążeni w dyskusji. Rozmawiali o wszystkim i o niczym. Oboje unikali tematu poprzedniego wieczoru i minionej nocy. Oboje czuli się niekomfortowo. Z każdą minutą Mela upewniała się, że nieuchronnie zbliża się do momentu kulminacyjnego wieczoru. 
– Możemy przejść do sedna? – zapytała, ocierając usta, po skończonej kolacji.
          Jęknął.
– Myślałam, że po to się spotykamy.
– Tak. Tak miało być.
– Więc? – zapytała drżącym głosem.
– Nie możemy po skończonym wieczorze? – zapytał niepewnie.
          Uniosła brwi ze zdziwieniem. Wbiła w niego ostre spojrzenie.
– Więc? – powtórzyła szorstko, ignorując jego wcześniejsze słowa.
         
Chwycił jej rękę. Miał spocone dłonie. Jednak się denerwował. Czy mogła to uważać za jakikolwiek prognostyk?
– Melu, jesteś niesamowitą kobietą. Zauroczyłaś mnie od pierwszego spotkania. Wtedy na lotnisku… Zawróciłaś mi w głowie. Wiem, że zabrzmi to żałośnie, ale już wtedy poczułem coś… coś więcej. Przez cały pobyt w Londynie, mimo że byłem tam z Debbie myślałem tylko o tobie. Czy to nie paradoksalne? Jednakże jest coś, co przeważyło o moim wyborze. To niesprawiedliwe, że muszę wybierać. Że to ja muszę podejmować tę decyzję, a nie ty. Jesteś wspaniałą kobietą. To, co doświadczyłem u twego boku było niepowtarzalne, magiczne i wyjątkowe, ale jednak… – poczułam napływające do oczu łzy. – Jednak nie mogę przekreślić tych lat z Debbie. Przykro mi – na jego twarzy malował się grymas, a oczy były takie blade…
          Bez słowa odsunęła krzesło. Wstała, mechanicznie wzięła torebkę i pospiesznie opuściła restaurację. Chłodne wieczorne powietrze owiało jej rozpaloną twarz. Zaczęła biec. Płakała jak opętana. Szpilki nie ułatwiały jej zadania, zdjęła je i zaczęła biec przed siebie.
          Kiedy znalazła się wystarczająco daleko, wyjęła telefon z kieszeni. Wystukała numer i wcisnęła zieloną słuchawkę.
Przyjedź – powiedziała, gdy odebrał. 


~*~*~

          Siedziała na krawężniku. Płakała. Nawet nie zauważyła kiedy przyjechał i usiadł obok niej. Zagarnął ją do siebie i pozwolił by płakała w jego rękaw. Widząc jej gęsią skórkę, odsunął ją od siebie i zdjął swoją bluzę, narzucił jej ją na ramiona. Ponownie ją przyciągnął do siebie. Gładził jej ramiona. Ona tak bardzo płakała…
– On nie był ciebie wart – szeptał.
         
Nie odpowiedziała. Westchnął i podniósł się z krawężnika. Odszedł na kilka kroków. Śledziła go załzawionym spojrzeniem. Podszedł do samochodu, otworzył drzwi pasażera i zanurzył się we wnętrzu czarnego BMW. Po kilku sekundach znowu zobaczyła jego twarz. Trzymał coś w ręce. Kiedy usiadł obok niej wręczył jej trzymany przedmiot. To był miś. Mały, brązowy, pluszowy niedźwiadek. Uniósł niepewnie kąciki ust ku górze. Spojrzała na niego ze zdziwieniem.
– To Oskar. Mój najlepszy kumpel z dzieciństwa. Kiedy zadzwoniłaś pomyślałam, że przyda ci się bardziej niż mnie – wyjaśnił.
         
Uśmiechnęła się do niego i chwyciła pluszaka. Miał małe ciemne oczka i szeroki uśmiech naszyty z grubej nitki. Zagarnęła go do piersi, a z jej ust ponownie wydobył się obezwładniający go szloch. Przysunął się do niej i przytulił jeszcze mocniej. Chciał, żeby podzieliła się z nim swoim bólem. Chciał, żeby zrobiło jej się lżej. Żeby poczuła się lepiej.
– On nie był ciebie wart – powtórzył. 

Gdy dwa ser­ca mają się ku so­bie, a Two­je złama­ne i sa­mot­ne, lo­dem ob­rasta, nie przeszkadzaj i bądź im rad, bo i Two­je może się og­rzać w ciep­le rodzącej się miłości.”

______________________
Hejka! :*
To już kolejny miś. ;)
Niestety ostatni.
Za tydzień ukaże się zakończenie i definitywnie pożegnamy się z naszymi bohaterami. :)

Zaległości na Waszych blogach postaram się nadrobić jeszcze w ten weekend, ale niczego nie obiecuję. :( :*
Całuję!
Kolorowa Biel

8 komentarzy:

  1. Cudo :*
    No i jednak Barry mnie rozczarował :( szkoda, szkoda xd
    Ale może teraz ona i Tomasz, Tomasz i ona... No wiesz :P
    Scenka z misiem genialna :D
    Szkoda, że to już koniec :(
    Weny ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak to ostatni?! Co tak szybko kończysz?!
    Myślę, że Douglas podjął dobrą decyzję.. Szkoda tylko, że tak bardzo zranił Melę. Skoro nie chciał w ogóle zostawiać narzeczoną, to po się w to wplątał?! Dupek!

    OdpowiedzUsuń
  3. Znów siedzę od kilku minut, i nie wiem co Ci tutaj napisać :CC
    Barry... zachował się.. no po prostu jak dupek. Rozkochał, można rzec, że nawet wykorzystał a na samym końcu zostawił. Po co to wszystko było? Po co mącił jej w głowie skoro nie chciał skreślać Debbie? :CC
    Ale z drugiej strony, gdyby nie to... mogłaby nie poznać Tomcia ♥ ideała, który od samego początku był ideałem :) <3 mimo, że oni nie istnieją. To on raczył ją prawdziwą miłością... widać to w każdym słowie, które wypowiadał ♥
    A cała końcówka wywołała u mnie łzy no <3 ten obrazek w mojej wyobraźni sprawił, że nie potrafiłam się powstrzymać :)
    Czekam z ogromnym bólem, że to już koniec a zarazem niecierpliwością na ostatni ♥
    Buziaki :***

    OdpowiedzUsuń
  4. Melduję się ♥
    Kochana, nawet nie wiesz, jak mnie serduszko boli, że to już koniec tej historii :(
    Ale rozdział świetny, jak zawsze ^^
    Hmm... powiem szczerze, że Barry sporo stracił w moich oczach, naprawdę. Rozczarował mnie swoim egoistycznym zachowaniem. Nie chciał zostawiać Debbie, to po co bawił się w takie podchody z Melą? -.- Zranił dziewczynę, która była dla niego chyba jedynie zabawką i taką odskocznią od narzeczonej, której akurat nie było...
    No i Tomek. Nasz ideał :D Może Mela nareszcie da mu szansę i zauważy, jak bardzo mu na niej zależy?
    Czekam w taki m razie na piękny epilog ♥
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem, jestem:-) Podekscytowałam się zakończeniem tego rozdziału.Ten miś.... To, że Mela go dostała, miało większe znaczenie, niż tysiące wypowiedzianych słów.
    Co do Barry'ego... Miałam nadzieję, że zmienię o nim zdanie, a tu nic. Okazał się być dupkiem od początku, aż do końca.
    Szkoda, że to już ostatni rozdział, ale nie ma co rozpaczać, bo powinnyśmy być na to przygotowane. Uprzedzałaś na samym początku, że nie będzie to długa historia. O ile dobrze mi się coś tam przypomina. Pewnie będzie to oznaczało również, że za niedługo będziemy mogły spodziewać się czegoś nowego z Twojej strony. A ja już nie mogę się doczekać :-)
    No to do następnego tygodnia :-)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Myślę, że z takiej sytuacji nie było dobrego wyjścia. Barry zdecydował tak. Nie chciał rozstawać się z Debbie, bo łączyły ich wspólne lata. Po części rozumiem jego decyzję. Tym bardziej, ze przynajmniej nie zwodził już dłużej Meli. O tyle dobrze. Zakończył to. Może tak będzie lepiej? Barry nie zasługiwał na Melę. Mela nie zasłużyła na tyle cierpienia. A Tomek nie zasłużył na to, by tak cierpieć razem z nią. ;(
    Czekam na epilog, mając nadzieję, że jednak będzie choć w połowie szczęśliwy. ;)
    Całuję! ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. W koncu jestem;)
    Rozdział świetny.
    Nie wierzę, ze Barry podjął taką decyzję. Opiera się na długoletnim związki z Debbie. Ale jakby ja naprawdę kochał nigdy by nie wdal się w romans z Melą. Nie chce aby ona mu wybaczyla. Zasłużył na to. Na pewno będzie żałował, ale sam wybrał.
    W tym wszystkim jest jeszcze Tomek. Mela ma szczęście że ma takiego przyjaciela. Może coś się stanie nie długo?
    Czekam z niecierpliwością na epilog i weny życzę.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej, hej! Jestem dopiero dziś i już nadrabiam, oczywiście, wszystkie zagległości związane z komentowaniem u Ciebie. ;c Mam nadzieję, że jeszcze choć trochę mnie lubisz, coo? ;c
    Wracając do treści...
    Barry nie wie, co traci. Oj, nie. Owszem, może dobrze było mu z Debbie, ale... on jej nie kocha. Wg mnie polega jedyna na tym, co sprawdzone, niegroźne dla niego, ale... tu nie ma miłości, jest przyzwyczajenie. Skąd te wnioski? Ha, a to akurat dziecinnie proste. Nie zwróciłby nawet najmniejszej uwagi na Melę, gdyby kochał prawdziwie Debbie. Tutaj wszystko się zapętla.
    Nienawidzę takich ludzi, którzy w ten sposób pogrywają z uczuciami innych ludzi. Nie trawię wręcz...

    OdpowiedzUsuń