sobota, 26 września 2015

Miś numer sześć

          – Co tutaj robisz? – zapytał pogodnie.
            Cholera. No właśnie. Co ona tutaj robi? Uśmiechnęła się i spojrzała na swoje dłonie. Grała na czas. Jednakże Barry’ego nigdzie nie było. Miała nadzieję, że ją wybawi, niestety wszelki ślad po nim zaginął.
– To samo co ty – odpowiedziała.
– Znasz Darka?
          Jezu, jaki on jest dociekliwy – pomyślała.
– Mhm. Znamy się od niedawna – powiedziała zgodnie z prawdą.
– Rozumiem – uśmiechnął się. – Dziś wyglądasz lepiej. Nie masz zaczerwienionych oczu i nie jesteś zasmarkana – zażartował.
          Zaśmiała się. Jaki ten chłopak jest bezpośredni. Ale nie przeszkadza jej to. Wręcz przeciwnie. To nadaje mu takiej naturalności i szczerości.
– Tak – uniosła kąciki ust ku górze. – Uznam to za komplement.
– Napijesz się czegoś? – rzucił.
          W tym samym momencie obok nich pojawił się Barry.
– To twój drink, Mela – podał jej szklankę.
– Dziękuję – odebrała od niego naczynie.
– Niestety, Darek sknera nie szarpnął się na nic lepszego niż wódka z colą – zaśmiał się. – O! Widzę, że już się znacie – rzucił, spoglądając na Tomka.
– Tak… – powiedział zdziwiony. – Wy też?
– Mhm – odparł blondyn pociągając łyk trunku.
          Tomek wydawał się być zdezorientowany. Uniósł brwi do góry i wstał z krzesełka. Mela milczała.
– W takim razie, nie będę wam przeszkadzał – rzucił odchodząc.
– Baw się dobrze, Kędi – krzyknął za nim Douglas.
– Wzajemnie! – odkrzyknął i zniknął w tłumie.
– Skąd się znacie? – Barry usiadł na miejsce Tomka.
– Poznaliśmy się… na stadionie.
– Och – spojrzał na nią z lekko zaintrygowaną miną.
– Coś nie tak? – zapytała, widząc wyraz jego twarzy.
– Nie, nie. Wszystko gra – posłał jej swój szelmowski uśmiech.
          Popatrzyli na siebie. Stuknął jej szklaneczkę swoją i przyłożył ją do ust. Zawtórowała mu. Milczeli tylko na siebie patrząc, raz po raz upijając większy lub mniejszy łyk drinka. Odpowiadało jej to. Uwielbiała patrzeć w jego oczy. Kiedy ich spojrzenia niemal przeniknęły siebie nawzajem, czyjś głos wyrwał ich z tego stanu. Odwrócili się w stronę nadawcy słów i ujrzeli wysokiego chłopaka, o szerokim uśmiechu. 
– Witam serdecznie. Jak się państwo bawią? – zapytał po angielsku. 
– Wspaniale – zaręczył Barry.
– W takim razie, porywam piękną panią do tańca, a pana zostawiam z resztką drinka, by mógł pan topić smutki, po utracie pięknej kobiety – powiedział płynnie.
          Barry zaśmiał się. Skinął głową. Chłopak wyciągnął rękę w jej kierunku. Ujęła ją i zeszła z krzesła. Był bardzo wysoki. Między nimi była przepaść co najmniej jego głowy. Rozszerzyła szeroko oczy, a on widząc jej reakcję, zarechotał cicho.
          Ruszyli na środek salonu. Kilka par tańczyło. Jednym wychodziło to lepiej innym gorzej. Ale w końcu jest piosenka mówiąca: „śpiewać każdy może, trochę lepiej lub trochę gorzej”, być może to odnosi się również do tańca.
– Jak piękna pani się nazywa? – zapytał.
          Nadal używał języka angielskiego. Dlaczego? – pomyślała. No tak. Miała ochotę uderzyć się w czoło. Brawo blondynko – pomyślała. Siedziała z Barrym. Pewnie ten chłopak myśli, że nie jest Polką.
– Mela – odpowiedziała pospiesznie, widząc wyczekujący wyraz twarzy chłopaka.
– Polka? – upewnił się. 
         
Z uśmiechem skinęła głową.
– No to zrobiłem z siebie idiotę – westchnął z udawanym przejęciem.
         
Zachichotała.
– Jan Bednarek – przedstawił się. – Bardzo mi miło.
– Mnie również.
          Tańczyli chwilę w milczeniu. Jankowi wychodziło to niezwykle płynnie i dostojnie. Ona zaś w głowie liczyła kroki, by nie nadepnąć chłopakowi na stopę.
– Przyszłaś tutaj z Barrym? – zapytał w końcu nachylając się do jej ucha, by usłyszała każde słowo.
          Jej oczy ponownie przybrały kształt pięciozłotówek. Zrobiło jej się gorąco. Co ma mu powiedzieć? Otworzyła usta, by dać jakąś zbywającą odpowiedź, ale nie dane jej było się odezwać, bo obok nich wyrósł Kędziora.
– Odbijamy – powiedział.
– Chyba żartujesz.
– Janek, chyba nie chcesz, żeby ktoś się o tym dowiedział? – rzucił żartobliwie Tomek.
– Niby kto?
– Na przykład twoja kobieta.
          Bednarek już otwierał usta, by odpowiedzieć, ale klubowa czwórka mu przerwała.
– Tak. Mama też zalicza się do grona kobiet. Panu dziękujemy – chwycił moją dłoń, a Janek zanosząc się śmiechem, ukłonił się przed nią i zostawił ich samych.
          Zarumieniła się. Spojrzała na niego spod rzęs. Uśmiechał się do niej. Ani mrugnął. Płynnie sunęli po dość małym parkiecie. On nie spuszczał z niej wzroku, bezustannie się uśmiechając.
– Mam coś na twarzy? – zapytała w końcu.
– Nie.
– To dlaczego tak mi się przyglądasz? Jeszcze z tym? – wyswobodziła dłoń z jego uścisku i wskazała palcem jego twarz.
– Z czym? – zapytał z przejęciem.
– Z tym głupkowatym wyrazem twarzy.
          Zaśmiali się. Mhm. Chyba alkohol znów daje o sobie znać.
– Zastanawiałem się… skąd znasz Barry'ego?
          Jezu Chryste, czemu oni się tak uwzięli? – pomyślała.
– Poznaliśmy się jakiś czas temu.
– Na tamtym meczu? – ciągnął dalej.
– Wcześniej – odpowiedziała wymijająco.
– To przez niego płakałaś?
          Zatrzymała się. Puściła jego dłonie, a spojrzenie wbiła w jego twarz. Był poważny. Serce na chwilę jej stanęło, a potem zaczęło bić jak oszalałe.
– Co? Nie. Skądże! Dlaczego tak pomyślałeś? – starała się być opanowana.
– Przyszłaś z nim tutaj, więc…
– Skąd wiesz?
         
Kiwnął głową w prawo. Spojrzała w tamtym kierunku. Na obitej skórą kanapie siedział gospodarz i zaciekle rozmawiał o czym z kolegami. Wzięła głęboki oddech.
– Tak, przyszłam z nim. Przepraszam, ale muszę już iść – powiedziała pospiesznie, wymijając chłopaka.
          Odnalazła Berry’ego. Siedział na tym samym stołku, co wcześniej. Sączył kolejną dawkę alkoholu.  
– Przepraszam, ale ja już pójdę – rzuciła, chwytając torebkę.
          Odwrócił się gwałtownie.
– Dlaczego? Coś się stało?
          Była zdenerwowana. Miała dość dziwną minę, a jej twarz była blada. Przestąpiła z nogi na nogę, jakby się spieszyła.
– Rozbolała mnie głowa – warknęła.
– Odwiozę cię.
– Piłeś.
– Taksówką – uniósł telefon do góry.
– Dam sobie radę – była rozdrażniona.
– Hej, co jest? – chwycił ją za nadgarstek, kiedy chciała już odejść.
– Nic. Boli mnie tylko głowa – w jej oczach zaszkliły się łzy. – Przeżyję.
          Wyrwała rękę z jego uścisku i szybkim krokiem skierowała się do przedpokoju. Otworzyła drzwi i zbiegła po schodach.
          Otworzyła drzwi budynku, a wtedy owiał ją chłodny, wieczorny wietrzyk. Uniosła twarz do nieba. Chciała, żeby wiatr wywiał z jej głowy wszystkie kotłujące się w niej myśli.
          Ustabilizowała oddech i ponowiła marsz. Szła wolno. Z nogi na nogę. Nie pokonała nawet dziesięciu metrów, a dobiegł ją czyjś głos. Wiedziała czyj to głos. Westchnęła.
         
Odwróciła się. Zobaczyła Tomka.
– Dokąd idziesz? – zapytał.
– Do domu.
– Impreza dopiero się zaczęła – wskazał na budynek.
– Tak, wiem. Nie najlepiej się czuję.
          Przygryzła dolną wargę. Tomek pokiwał wolno głową. Nastała cisza. Ostatnio towarzyszyła jej znacznie częściej niż kiedyś. Dwudziestojednolatek pokonał dzielącą ich odległość.
– Czy to przez moje pytania?
         
Spojrzała na niego niepewnie i wymusiła uśmiech. Spuściła wzrok i wbiła go w ziemię.
– Przepraszam, nie chciałem cię spłoszyć.
– Nie spłoszyłeś. Naprawdę boli mnie głowa.
– Może cię odwiozę?
– Dam sobie radę – zapewniła.
– Okej, ale napisz mi od razu jak wrócisz do domu, dobrze?
         
Spojrzała na niego z wyrazem niedowierzania na twarzy. Potrząsnęła głową, jakby chciała wymazać z głowy myśli.
– Oczywiście.


~*~*~
 
          Wchodząc do wanny przypomniało jej się, że miała powiadomić Tomka, kiedy będzie w domu. Spojrzała na ubrania leżące w kącie łazienki i uświadomiła sobie, że telefon i notes ma w torebce. Przymknęła oczy i zanurzyła się głębiej w gorącej wodzie.
          Wchodząc do przedpokoju poprawiła pasek szlafroka i chwyciła za torebkę. Wyjęła z niej telefon i notes. Przepisała z niego numer i zapisała w urządzeniu, a następnie wybierając nowy kontakt, napisała wiadomość.  

[Jestem już w domu. Wszystko OK. ;) Mela]

          Położyła się w łóżku. Znowu zaczęła myśleć. Jak miała się przedstawić znajomym Barry’ego? Jak miała wytłumaczyć ich relacje? Sama tego nie rozumiała, a jak miała to wyjaśnić innym? Poczuła słoną ciecz na ustach. Łzy. Ponownie.
          Usłyszała dzwonek do drzwi. Spojrzała na zegarek. Za piętnaście dwunasta. Kto to może być? – pomyślała. Wtedy oczy otworzyły jej się szerzej. Może to on. Może to Barry!
          Pobiegła do drzwi. Otworzyła je. Tak jak chciała, stał przed nią. Rzuciła mu się na szyję, zatapiając twarz między jego szyją, a barkiem. Poczuła jego zapach. Był onieśmielający. Obezwładniający. Chwycił ją mocniej i przyciągnął jeszcze bliżej.
          Oderwali się od siebie. Patrzyli sobie głęboko w oczy. Uśmiechał się do niej. Otarł jej policzki. Zadrżała pod jego dotykiem. Objął ją lewym ramieniem i trzymając w objęciu, wszedł do mieszkania. Skierował się do jej sypialni. Chwycił ją na ręce i położył po lewej stronie przestronnego łoża. Okrył ją kołdrą, a następie wśliznął się obok. Pozwolił, by wtuliła się w jego tors. Nie wiedzieli nawet kiedy Morfeusz wpuścił ich do swojej krainy. 


Może masz serce całe ze szlachetnego szkła.
Może masz kogoś, a może właśnie kogoś Ci brak.”
_______________________________
Hejka! :*
Tadam! :)
Miś numer sześć.
Jak Wam się podoba?
Co sądzicie o Janku? :)
Jestem ciekawa Waszej opinii. :)
Chciałabym także przedstawić zawodników, którzy są bohaterami pobocznymi tego opowiadania.
 
Jan Bednarek: 
(partner do tańca Meli)

Darek Formella:
(gospodarz imprezy)

Jestem w tak potwornym nastroju, że w ogóle nie chciało mi się włączać laptopa i dodawać tego misia, ale nie chciałam Was zawieść. :)
Powód złego humoru?
Zamknięcie stadionu na mecz z Fiorentiną.
Moje marzenie o spotkaniu mojego autorytety - Kuby Błaszczykowskiego, legło w gruzach...

Całuję!
Kolorowa Biel

sobota, 19 września 2015

Miś numer pięć

          Minęło kilka dni od ich pierwszego pocałunku. Barry pisał codziennie, jednakże Mela nie była skora do rozmowy. Nie rozumiała co się z nimi działo. Nie wiedziała, jak nazwać stan, w którym oboje się znajdują. Czy była jego przyjaciółką? Nie. Dziewczyną. Zdecydowanie nie! Kochanką? Nad tym terminem można by się zastanowić. Ale czy kochanka to odpowiednie sformułowanie? Przecież ich nie łączy nic fizycznego. To raczej… więź emocjonalna…
          Dzwonek. Piekielny dźwięk urządzenia. Podniosła je z szafki nocnej i spojrzała na ekran. „Barry dzwoni”.
          
Spojrzała w sufit i przycisnęła komórkę do piersi. Wzięła głęboki oddech. Przesunęła palcem po ekranie, odbierając połączenie.
– W końcu. Martwiłem się – powiedział pierwszy.
– Musiałam wszystko przemyśleć. Ochłonąć.
– I do jakiego wniosku doszłaś?
– Do żadnego – rzuciła.
         
Zapadła cisza. Żadne z nich się nie odzywało, ale też żadne z nich nie przerwało połączenia.
– Musimy się spotkać. Jesteś w domu? – odezwał się po chwili.
– Tak.
– Będę za piętnaście minut. 


~*~*~

           Otworzyła mu drzwi. Miała na sobie biały T-shirt z czarnym nadrukiem i jasne spodnie odsłaniające kostki. Lustrował ją spojrzeniem. Nie był pewien, co powinien zrobić. Podejść, podać rękę, pocałować w policzek, a może złożyć namiętny pocałunek na jej malinowych wargach?
– Cześć – wyręczyła go.
– Hej – odpowiedział, przekraczając próg jej mieszkania.
– Napijesz się czegoś?
– Nie rób sobie kłopotu.
          Pokiwała głową i skierowała się do salonu. Usiadła na kanapie. Spojrzała na niego. Ta sytuacja była krępująca. Westchnął i opadł na jej drugi koniec. Znowu ta cisza. Dlaczego to wszystko było tak skomplikowane?
– Nie mogę tak dłużej! – jęknął i przybliżył się do niej.
         
Złożył namiętny pocałunek na jej wargach, a kiedy się od niej odsunął, zauważył, że znowu płacze. Jego oczy nabrały wielkości pięciozłotówek. Nie chciał tego. Nie chciał, by płakała. Zagarnął ją pospiesznie do swojego torsu i mocno trzymał. Drżała.
– Ja tak nie chcę. Nie chcę być tą drugą. Nie chcę być tą, która rozbija związek. Ta sytuacja mnie przerasta, Barry.
         
Odsunęła się od niego i spojrzała na jego zatroskaną twarz.
– Nawet tak nie myśl.
– A jak mam myśleć. Jestem tą drugą. Pierwszą była i jest Debbie. Jeżeli ona się o tym dowie, rozbiję wasz związek.
– To nie jest twoja wina. Nie jest, nie była i nigdy nie będzie. To ja… ja namieszałem. Uwierz mi, załatwię to, ale najpierw daj mi trochę czasu – prosił.
          Pokiwała twierdząco głową. Znów zagarną ja do piersi i trzymał tak mocno, jakby bał się, że zaraz ktoś mu ją wyrwie. Trwali tak bardzo długo. Minutę. Dwie. A może i godzinę? Kto by to liczył. To była piękna chwila i oboje się nią delektowali.
– Może – zaczął – chcesz iść ze mną na imprezę do Darka?
– Jako kto? Dziewczyna, kochanka czy kuzynka? – zakpiła.
– Jako… nikt nie będzie o to pytał. Gwarantuję.
– Ja tak nie chcę, Barry. Nie chcę żyć obok ciebie. Nie chcę udawać, że nic dla mnie nie znaczysz, bo znaczysz dla mnie bardzo wiele.
          Przyłapała się na tym, że po raz pierwszy wyznała, co do niego czuje. Zrobiło jej się straszne nieswojo. Policzki zapłonęły jej czerwienią. Spuściła głowę, przysłaniając sobie twarz włosami. Podniósł jej podbródek tak, by popatrzyła mu w oczy.
– Wiem. Ty dla mnie też nie jesteś obojętna – westchnął. – Idźmy po prostu jako dwójka ludzi. Co ty na to? Odprężysz się, zabawisz. Będzie świetnie.
– Nie jestem pewna…
– Ale ja jestem. Szybko, ubieraj się w jakąś kieckę i jedziemy.
– Jedziemy?
– Mhm – potaknął z szelmowskim uśmiechem.
– Nie jedziesz się przebrać? – zdziwiła się.
– Coś nie tak z moim strojem? – spojrzał na spodnie.
          Dopiero teraz przyjrzała się jego ubiorowi. Wyglądał bardzo dobrze. Wręcz obłędnie. Uśmiechnęła się na tę myśl.
– Kochana, ja nie nazywam się Kadar i nie mam pięciu strojów na jeden wieczór – zaśmiał się.
         
Wrócił. Wrócił Barry. Ten Barry. Ten radosny. Ten żartowniś. Ten, który śmieje się ze wszystkiego.
         
Rzucił jej pokrzepiający uśmiech, którym niemal od razu się zaraziła. Przybliżył się do niej i skradł szybki pocałunek z jej warg. Podniósł się z kanapy i pociągnął ją za ramię. Wstała i patrzyła na niego z uniesionymi brwiami.
– No dalej. Nie chcesz chyba, żebym musiał wyszukać ci jakieś ciuszki, a potem cię w nie wcisnął, prawda? – poruszył zabawnie brwiami.
          Parsknęła śmiechem. Bez słowa zniknęła za drzwiami swojej sypialni. 

~*~*~

          Otworzyła drzwi. Wyglądała oszałamiająco. Miała na sobie jasny top i ciemne spodnie. Na stopach błyszczały czarne, klasyczne szpilki.
         
Kiedy ją zobaczył oczy mu zabłyszczały. Podniósł się z kanapy i podszedł do niej. Podał jej dłoń i okręcił nią dookoła jej osi. Uśmiechnęła się wpadając w jego objęcia.
– Wyglądasz prześlicznie. Pachniesz zmysłowo – skomentował.
– Dziękuję, panie Douglas. Teraz czas na relaks.
– O to mi właśnie chodziło – zaśmiał się. 

~*~*~

          Stanęli przed drzwiami zawodnika numer dwadzieścia osiem. Doszła ich głośna muzyka. Dobra muzyka. Taką, jaką on lubił najbardziej. Uśmiechnął się do siebie. Kiedy spojrzał na nią, widział zdenerwowanie malujące się na jej twarzy.
– Wszystko w porządku? – zapytał mocniej ściskając jej dłoń.
– Mhm – przełknęła ślinę. – Troszkę się denerwuję.
– Bez obaw – pogładził jej policzek, posłał jej ciepły uśmiech, puścił jej dłoń, a następnie wcisnął dzwonek.
         
W drzwiach błyskawicznie stanął Darek Formella. Ciemnowłosy chłopak zdziwił się na jej widok.
         
– Darek, to jest Mela. Mela, to jest Darek. Tak, tak, mnie też jest miło, bla… bla… bla – bezceremonialnie wszedł do środka, pociągając ją za przedramię.
          Darek stał nieco osłupiały przy drzwiach. Ona zareagowała podobnie. Przestronne mieszkanie było wypełnione ludźmi. Mela nikogo tam nie znała. Stała jak słup soli.
– Chcesz coś do picia? – wyszeptał jej do ucha.
         
Poczuła jego ciepły oddech na swojej szyki. Przeszedł ją przyjemny dreszcz. Skinęła głową.
– W takim razie usiądź gdzieś, ja zaraz wracam.
         
Rozejrzała się po mieszkaniu. Przy aneksie kuchennym stały cztery krzesła barowe. Nikogo tam nie było. Ulżyło jej. Niepewnie skierowała się w ich stronę. Ostrożnie na nich usiadła. Założyła nogę na nogę i splotła palce rąk. Czuła się nieswojo.
          Czekała na niego. Poczuła, że ktoś siada obok. Podniosła wzrok. Nie był to Barry. Poznała te wyraziste kości policzkowe. Uśmiechał się do niej. Odwzajemniła gest. 

___________________________
Witajcie Kochane! :*
Jak Wam się podoba powyższy miś? :)
Ja nie jestem z niego zbyt zadowolona, ale cóż...
Jestem bardzo ciekawa Waszych opinii. :))

Muszę się Wam jeszcze pochwalić...
Ubiegłej niedzieli miałam okazję spotkać naszego głównego bohatera po raz drugi w moim życiu... Uwierzcie mi, że przeżycia jakie mi wówczas towarzyszyły były i są nie do opisania.

Barry na żywo jest naprawdę cudowny... *.*

Całuję!
Kolorowa Biel

sobota, 12 września 2015

Miś numer cztery

          Patrzyła na niego spod rzęs. Zagryzła wargę i jak to miała w zwyczaju, bawiła się palcami. Chłopak przekręcił głowę, jeszcze baczniej przyglądając się postaci Meli.
– T… tak – jęknęła. – Przepraszam… ja… – chciała zebrać swoje myśli w spójną całość, ale znowu wybuchła płaczem.
– Hej, spokojnie – powiedział, zbliżając się o kilka kroków. – Coś się stało? Potrzebujesz pomocy?
         
Pokiwała przecząco głową. Chciała znaleźć się w sowim łóżku, zatopić się w ciepłej pościeli i nie wychodzić z niej już do końca życia. Łokcie wsparła na kolanach, a dłońmi objęła czoło. Skronie pulsowały jej bólem.
– Muszę się trochę uspokoić… Zaraz stąd pójdę – bełkotała.
          Nieznajomy nadal jej się przyglądał, opadając na krzesełko obok.
– Mogę tutaj jeszcze chwilę posiedzieć? – wyszeptała, spoglądając na jego sylwetkę.
– Jasne, nikt ci tego nie zabroni. No… bynajmniej dopóki ja tutaj jestem – uśmiechnął się żartobliwie.
          
Zdobyła się, by na niego zerknąć. Jego zabawny wyraz twarzy i słowa, które przed momentem wypowiedział, wywołały u niej uśmiech.
– A to dlaczego? – zapytała, prostując się.
– Bo to ja – wypiął pierś do przodu.
         
Uniosła brew do góry, przekrzywiając głowę, a subtelny uśmiech nie spełzał z jej twarzy.
– Ty?
– Tomek Kędziora – wyciągnął przed siebie dłoń.
          Kędziora… Kędziora… Kędziora! No tak! Piłkarz. Grał dzisiaj całe dziewięćdziesiąt minut.
– Mela Krawczyk – uścisnęła jego dłoń.
– To skrót od Melania? Amelia?
– Nie. Po prostu Mela.
– Hm… oryginalnie. Miło mi.
          Ponownie spojrzeli nie siebie i zapanowała chwila ciszy. Uśmiechali się do siebie. Mela zastanawiała się skąd on się tutaj wziął.
– No to może teraz zdradzisz mi dlaczego siedzisz tutaj taka zapłakana zupełnie sama? – odezwał się w końcu.
– To długa historia… – spoważniała.
– Mam czas – zapewnił.
– Nie jestem pewna, czy chcę o tym rozmawiać.
– W porządku. 
         
Znów zapadła cisza. Siedzieli obok siebie. Stykali się ramionami. Oboje wzrok utkwiony mieli w zielonej murawie boiska.
          Z głębokiego zamysłu wyrwał ich dźwięk jej telefonu. Wyjęła go z kieszeni i spojrzała na wyświetlacz. To znowu on. Nie miała siły, żeby odebrać. Nawet tego nie chciała. Okłamał ją. Wykorzystał jej naiwność. O czym miała z nim rozmawiać. O dacie ich ślubu? Ślubu jego i… Debbie? Przesunęła po ekranie palcem, kończąc połączenie.
– Może to coś ważnego, odbierz – polecił Tomek.
– Nie. To.. nic ważnego. Z pewnością nic ważnego – dodała, jakby chcąc przekonać samą siebie. – Wybacz, ale muszę już iść. Jest strasznie późno.
– Jasne, odwieźć cię? – zaproponował.
– Nie, dziękuję – uniosła kąciki ust w wymuszonym uśmiechu, podnosząc się z siedziska.
– Dasz sobie radę?
– Już od jakiegoś czasu jestem pełnoletnia – rzuciła z półuśmiechem.
– Jasne. Gdybyś jednak potrzebowała pomocy… Masz kartkę i długopis? – zapytał.
          Uniosła brwi do góry. Była zdziwiona jego zachowaniem. Skinęła głową i z małej torebeczki wyjęła notesik oraz długopis. Podała je chłopakowi. Pospiesznie otworzył notes na pierwszej lepszej stronie i naskrobał coś na niej. Zamknął go i spojrzał na nią.
– Gdybyś potrzebowała pomocy, zadzwoń – podał jej notes.
          Uśmiechnęła się rozbawiona jego zachowaniem. Chwyciła mały zeszycik i uniosła go na wysokość twarzy przechylając go do przodu i do tyłu.
– Dzięki – zagryzał dolną wargę. – Do zobaczenia – powiedziała.
– Mam nadzieję – zaśmiał się.
          Odeszła powolnie, nieco przytłoczona biegiem wydarzeń ostatnich kilkudziesięciu minut. Gdy przemierzała chodniki łzy zaczęły szczypać kąciki jej oczu. 


~*~*~

          Dzwonek do drzwi. Natarczywe pukanie. Naprzemienny dźwięk od kilku sekund. Spojrzała na godzinę. Siódma dwanaście. Kto przychodzi o tak nieludzkiej porze? – pomyślała.
         
Przetarła oczy. Podniosłą się do pozycji siedzącej i uświadomiła sobie że pulsujący ból głowy ustał. Zerknęła na sterty chusteczek, leżące na całym łóżku i dookoła niego. Przypomniała sobie o nieprzyjemnych przeżyciach ostatniego wieczora.
          Odrzuciła kołdrę na bok i wstała. Powolnym krokiem wyszła z sypialni. Skierowała się do drzwi. Z każdym krokiem hałas stawał się coraz głośniejszy. Doszedłszy do drzwi, przekręciła zamek, który zatrzeszczał. Bez namysłu otworzyła drzwi.
          Stał tam.
          Był  w szarej koszulce bez rękawków i krótkich spodenkach. Na torsie miał ślady potu. Stopy odziane miał w buty do biegania. Czyżby poranny jogging? – pomyślała.
          Uniosła brew, przestąpiła z nogi na nogę i chciała zamknąć drzwi, ale  jego ręką jej to uniemożliwiła. Spojrzała na jego zmartwioną twarz. Jego oczy nie miały tego blasku co zwykle. Był… smutne? Zagryzła dolną wargę i bez słowa wpatrywała się w niego.
– Musimy porozmawiać – powiedział stanowczo.
– Jestem w moim domu i nic nie muszę – upomniała go.
– Mela, bądźmy dorośli. Porozmawiajmy – jego ton złagodniał.
– Nie wiem czy chcę – westchnęła, spuszczając wzrok. 
– Mogę wejść? – głos miał potulny jak baranek.
          Przymknęła powieki. Ból głowy powrócił. Pokiwała przecząco głową. Spojrzała na niego i znów spuściła wzrok. Wiedziała, że robi źle, ale ostatecznie odstąpiła od drzwi, robiąc mu miejsce. Weszli do małego, przytulnego salonu.
– Czego chcesz?
– Rozmowy.
– Wiem. Jestem niemądra. Niczego mi nie obiecywałeś. Nie dawałeś jakichkolwiek nadziei. Pewnie miałeś mnie za kolejną dziewczynę, z którą możesz spędzić wieczór… a może i noc. Rozumiem. Jesteś piłkarzem. Trochę tu, trochę tam. Jakoś leci – zacytowała jego słowa.
– Nie, nie, nie. Nie odbieraj tego w ten sposób.
         
Zrobił krok w jej kierunku, ale ona natychmiast cofnęła się o dwa. Wiedział, że gwałtownymi gestami nic nie zdziała. Westchnął, przeczesał włosy palcami i odwrócił się do niej tyłem. Chodził po pomieszczeniu. Był zdenerwowany. Nie wiedział jak ubrać w słowa, to co chciał jej przekazać. Mela tylko go obserwowała. Patrzenie na jego zgrabne ruchy przysparzało jej ból. Nie chciała na niego patrzeć. Był tak cholernie przystojny.
– Debbie… – zaczął. – Ona miała być w Londynie. Miała mieć sesję – przystanął i spojrzał na nią. – Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie na lotnisku? – potaknęła. – Jechałem tam z nią, niestety ja po tygodniu musiałem wrócić, ona miała tam zostać do końca miesiąca. Wczoraj zrobiła mi niespodziankę. Przyjechała. Zdążyła na ostatnie piętnaście minut meczu. Gdybym wiedział, że tam będzie, że mnie pocałuje… nigdy bym cię nie zaprosił. Nie chciałem sprawiać ci bólu. 
         
Te słowa sprawiły, że kolejna tama puściła. Po jej policzkach zaczęły ściekać łzy. Jedna za drugą. Spływały po brodzie i spadały na ziemię. Kap. Kap. Kap. Widząc jej rozpacz powolnie podszedł do niej.
– Nie płacz. Nie płacz, proszę – powiedział stykając ich czoła.
– Nic jej nie powiem. Nie musisz się martwić. Nie będę wam także stawała na drodze do szczęścia. Uznajmy, że wczorajszego wieczoru nie było. Że tej kolacji nie było. Uznajmy, ze w ogóle się nie znamy! – jej głos stopniowo wzrastał, aż w końcu przerodził się w krzyk. 
– Nie. Nie chcę zapominać – powiedział, chwytając jej twarz w dłonie.
          Znów te niebieskie tęczówki. Miały ten sam kolor, co wówczas, gdy wpadli na siebie na lotnisku. Ten sam głęboki błękit… Ich kontakt wzrokowy był niemal namacalny. Dookoła niemal skrzyło się od nadmiaru skrajnych emocji.
– Nie chcę zapominać – powtórzył. – Jesteś wspaniałą kobietą. Odkąd cię spotkałem, myślałem tylko o tobie. Nawet tam w Londynie. Gdy tylko cię zobaczyłem urzekłaś mnie. Twoje spojrzenie było takie niewinne… Kiedy po moim powrocie zobaczyłem cię w tej kawiarni nie mogłem się powstrzymać. Podszedłem do ciebie. Nie czekałaś na nikogo, wtedy byłem pewny, że w twoim życiu niema nikogo innego. Gdyby był, twój chłopak, nigdy by cię nie opuszczał. Ja bym cię nie opuszczał. Chciałem twój numer. Chciałem spotkać się ponownie. Ty byłaś taka niedostępna… Błagam cię, nie zapominaj. Zaprosiłem cię na tę kolację, bo chciałem cię lepiej poznać. A tańce? Wcale nie chciałem cię upić i wykorzystać. Nie chciałem cię nawet pocałować. Wiesz dlaczego? – kiwnięciem głowy zaprzeczyła. – Bo nie chciałem cię spłoszyć. Chciałem, żeby to była wyjątkowa chwila. Poczułem do ciebie coś niewyobrażalnego Melu. Nigdy czegoś takiego nie czułem… Kiedy po meczu, Debbie wyrosła przede mną, byłem zaskoczony i przerażony. Rzuciła mi się na szyję, a ja nie wiedziałem, co mam zrobić. Kiedy tylko nasze usta się zetknęły, pomyślałem o tobie. Pomyślałem o tym, jak potwornie musisz się czuć i za jakiego drania musisz mnie uważać. Przeraziło mnie to. Szybko zbyłem Debbie, by móc jak najszybciej dostać się do ciebie… Jest mi cholerni przykro, Melu. Nie wiesz nawet jak bardzo. Ale nie. Nie chce zapominać. I nie chcę, żebyś i ty zapominała.
          Kiedy zamilkł spod jej powiek ponownie wylały się łzy. Nie potrafiła ich opanować. A może po prostu nie chciała? Patrzyli na siebie. Ich spojrzenia były smutne, ale jego oczy były przepełnione także nadzieją. Nadzieją na co?
          Kciukami otarł jej łzy z policzków. Zaczął pokonywać dzielące ich centymetry. Zatrzymał się kilka milimetrów przed jej ustami, jakby czekał na jej pozwolenie. Ani drgnęła. Kiedy chciał się wycofać, ona przybliżyła swoje wargi i złączyła je w pocałunku. Był to pocałunek delikatny, subtelny, jednakże z każdą sekundą stawał się bardziej zachłanny i namiętny. Ich języki badały wnętrza ust. Tańczyły wspólny taniec namiętności.
          Gdy oderwali się od siebie, nadal utrzymywali kontakt wzrokowy. Oddychali głęboko. Czuła się wyjątkowo. Jak nigdy wcześniej. Właśnie przeżyła pierwszy pocałunek. I to nie byle jaki pocałunek. Pocałunek z nie byle kim.
          Znów ta cisza. Znów tylko odgłos ich przyspieszonych oddechów. Tylko ich spojrzenia. Tylko oni dwoje. 
 
I tak mi wstyd, zgubiłem rytm,
Tak jakby werbel grał pod włos.
Zrobiłem źle i zwijam się w kłębek.”

___________________________________
Witam serdecznie drogie Panie! :*
Jak Wam się podoba powyższy rozdział? :)
Co jest w nim nie tak? Co powinnam poprawić?
A może coś Wam się podoba?
Jestem spragniona Waszych opinii. 

Co sądzicie o Tomku?
Czy Mela dobrze zrobiła ponownie wpuszczając do swojego życia Barry'ego? :) 

W zakładce "bohaterowie" pojawiła się postać Debbie, gdyby ktoś chciał się z nią zapoznać. ;)

Całuję!
Kolorowa Biel